Drukuj

 

W prasie dzisiaj ogłosili
Że Galerię otworzyli.
Więc obejrzę, czemu nie -
Kto malował,  czym i  gdzie.

 

 

     Wchodzę tam i ludzi tłum.
     Wokół mnie jest gwar i  szum.
     Więc  wirażem  się przeciskam
     Aby  sztukę   ujrzeć  z bliska.
    

 

Do mych uszu  dobiegł  szept:
- O,  szalony, biedna  ona
A  jak  spadnie -?  Chyba skona.
Nierozsądna  była, nie…

 

 

     Już biegają moje oczy,
     Hen,  po ścianach , między ramy
     Czym artysta  ich zaskoczył?
     Może  autor  był  szalony -?

 

 

- Ruda była jak wiewióra,
Rozwichrzona  jej  fryzura,
Koń  kopyta  w górę wznosi,
Wybałuszył  wielkie oczy…

 


Widzę, wiem. Jest  on i ona.
Nikt nie spadnie i nie skona
Akt ujrzeli. Zbaranieli.

 

 

Znowu słyszę takie słowa:
- A ja myślę, dzielna ona
W takim pędzie  dosiąść konia
Teraz  razem  już  cwałują
Galopują  i  kłusują…

 

 

Ruda - fakt. Niczym  kasztanka,
Nie przywdziała na się wdzianka.
Twarz do szyi  jego  wciska
Jemu  piana  z pyska  tryska.

 

 

Wiatrem  włosy  jej  smagane,
Dłonie w grzywę ma  wplątane.
Nazbyt  ciemny  jest  zad  konia
Dobrze  jest  widoczna  ona - .

 

 

O czym myślał malarz ten
Stojąc   z pędzlem  przed sztalugą -?
Zwłaszcza  kiedy muskał  jej
Jedwabiście   gładkie  udo -? L.K**

 

 

Ps. obraz olejny Władysława Podkowińskiego
"SZAŁ UNIESIENIA" z 1894 r.