![]() |
![]() |
![]() |
![]() WYZNANIE
KOCHAM CIĘ gdy zasypiam i kiedy się budzę
KOCHAM kiedy tęsknię za Twoim dotykiem
KOCHAM kiedy mówisz takie mądre słowa
KOCHAM Cię za uśmiech i każde spojrzenie
SŁOWO na NIEDZIELĘ
Poszedł facet do kościoła,
Jego dusza modlitw woła.
Chociaż grzechów miał niewiele,
Odczuł ciężar ich w swym ciele...
Godne szaty przywdział na się -
To Dom Boży nie boisko.
A, że dawno tu nie chodził
Przy ołtarzu nie stał blisko.
Stanął z tyłu w bocznej nawie
I przyglądał się ciekawie
Kto przychodzi, kto gdzie siada
Może spotka tu sąsiada.
A tu, przed nim dziewczę staje
On już modlić się przestaje,
Myśli jego rozproszone
Oczy w kibić jej wlepione...
Zgrabna była niesłychanie
Na niej skromne były szatki
I bez trudu mógł obejrzeć
Uda, szyję i łopatki.
A gdy się w tył obejrzała
Dostrzegł profil tego ciała.
Więc, widoki miał gość cudne.
Modlić się – to jest zbyt trudne,
Aby myślom nie dać szans
Wyszedł, przed kościelny plac.
Tu pomodlić on się chciał –
Lecz i tutaj pecha miał.
Zaczął szeptać już paciorek,
Nawet westchnął sobie z ulgą.
Wtem, mu oczy w bok spojrzały,
I natknęły na rzecz cudną.
Rzecz wiadoma – to niewiasta
Więc obejrzał ją dokładnie.
Co zobaczył -? myśl uściślę:
Miała spodnie zbyt obcisłe.
A kiedy się pochyliła
Nad wózeczkiem swego syna
Sprawa jest tu oczywista-
Myśl jego była nieczysta.
Ile razy tak się skłoni-
Anatomia jak na dłoni.
Stał więc facet przez godzinę
Przełykając z trudem ślinę.
Chociaż chciał już lepszym być
Znowu zgrzeszył, co tu kryć.
A więc panny i dziewice
Do was mówię - krasawice.
I dzierlatki, wdowy, matki
Do kościoła długie szatki
I koniecznie luźne bierzcie
Niech się człek pomodli wreszcie.-L.K**
PAMIĄTKA z WAKACJI
RZECZ się stała niebywała Pewna panna ciała dała Spryciarz zrobił fiku- w mig Nogi za pas, no i znikł.
Nie wydała by się sprawa I tak by już mogło być Rzecz się jednak rypła sama- Panna nie przestaje tyć.
Kto jej zrobił taki globus-? Kto nim był, czy ktoś go zna-? Głowi się już każdy łobuz - Gdzie to było, kiedy, z kim-?.
Ona milczy, nie chce mówić, Przecież nie ma się czy chlubić. Wzięła na się swoje brzemię I objęła je milczeniem.
Na świat – kiedy przyszedł Julek Matka mu kupuje wózek Do snu buja go w kołysce Bo tak lubią dzieci wszystkie. I tak nuci po cichu: Lulaj, lulaj mały Julku Matka jedna - ojców kilku. -L.K** |
Aktualnie
Statystyki
Pozycje : 930
Zasoby : 8
Odsłon : 4994502